BYŁEM ANKIETEREM autor: T. U. BYLEC
   

Koniec każdej kadencji samorządu i zbliżające się wybory to czas podsumowania osiągnięć, czas sondaży, ankiet i prognoz. Postanowiłem i ja zabawić się w ankietera. Odpytałem rodzinę, sąsiadów, znajomych, ekspedientki w zaprzyjaźnionym sklepie. Nie chodziło mi o konkretne nazwiska, ale o całość zagadnienia: czy brali udział w poprzednich wyborach i czy wezmą w obecnych, czy znają radnego, który reprezentował ich przez ostatnie cztery lata, ile razy spotkał się z mieszkańcami, jak oceniają jego pracę i zaangażowanie oraz pracę całej rady miejskiej.

 

Odpytałem 20 osób i zrezygnowałem. Wyniki mojej mini ankiety podniosły mi resztki włosów na głowie: w poprzednich wyborach głosowało 12 osób z tych 20, ale tylko pięć wiedziało, kogo w końcu wybrali. Dlaczego pozostali się nie interesowali? Odpowiadali różnie: „A bo co to za różnica” (ekspedientka w sklepie spożywczym), „no przecież odkąd pamiętamy, chyba ze 20 lat wybieramy tę samą osobę” (ciotka z wujkiem), „a były w ogóle takie spotkania z mieszkańcami” (sąsiadka), „czy jak ja będę wiedział, że X został radnym, to on będzie bardziej zaangażowany?” (mój brat).

 

Jedna osoba, przy okazji wprowadzania w życie nowych zasad odbioru odpadów komunalnych, była na spotkaniu z władzami miasta i radnymi. Regularne spotkania z wyborcami? – No przed samymi wyborami tak, ale później? Nie słyszeliśmy, może za krótko tu mieszkamy, dopiero 10 lat – zastanawiają się młodzi ludzie z pobliskiego osiedla mieszkaniowego. Sześcioro ankietowanych było na dwóch czy trzech sesjach rady miejskiej (w sprawie planów miejscowych) i solennie obiecali sobie, że więcej nie pójdą. – Bo radni byli zajęci rozmową między sobą, przewodniczący rady, wyraźnie zniecierpliwiony, podniesionym głosem przerywał nasze wypowiedzi, a pani wiceburmistrz, zamiast odpowiedzieć na konkretne pytania, usiłowała uświadomić nam naszą głupotę. Większość radnych sprawiała wrażenie, jak by uczestnictwo w sesji było dla nich jakąś wyjątkową karą – podsumowują.

 

– Na kolejne wybory nie idę, bo to może przeze mnie tak cierpią – mówi sąsiad. Lepszego zdania o radnych są znajomi z innego okręgu: nasz radny jest w porządku, zawsze przygotowany do sesji, ale jak zobaczył, że takich, jak on, jest niewielu, nie chce kandydować na następną kadencję. Ilu z ankietowanych przeze mnie weźmie udział w tegorocznych wyborach samorządowych? Deklarują prawie wszyscy – oprócz dwojga. 90-procentowa frekwencja w lokalach wyborczych to coś, o czym warto pomarzyć. A jak będzie w praktyce, przekonamy się za kilka tygodni.

   
Drukuj