PO PIERWSZE: BEZPIECZEŃSTWO
   

Z JACKIEM ROWIŃSKIM, prezesem spółki Marina Konstancin, właścicielem jazu na Jeziorce, odnogi Jana, kanału wzdłuż al. Wojska Polskiego i zbiornika retencyjnego w Mirkowie, rozmawia Mateusz Zaremba


Zapora na Jeziorce

Kolejna niespodzianka przypłynęła na zaporę kilka dni później, rano 14 sierpnia. Na szczęście po nocnej ulewie poziom wody w zbiorniku był wyższy i nie zablokowała jazu

 

Łatwo jest oceniać po fakcie, kiedy wiadomo już, co się stało i co można było zrobić, ale na gorąco najpierw myślałem o możliwych skutkach uszkodzenia jazu. Gdyby jaz został uszkodzony i woda zalałaby park oraz podtopiła okoliczne domy, dopiero byłbym barbarzyńcą

 

31 lipca otworzył pan zaporę na jazie i znacząco obniżył poziom wody w zbiornikach wodnych należących do spółki Marina Konstancin. Widok prawie wyschniętej odnogi Jana i ryb taplających się w płytkiej wodzie, a właściwie brudnej, czarnej mazi zbulwersował mieszkańców. Został pan okrzyknięty barbarzyńcą winnym katastrofy ekologicznej. Mało brakowało, a w emocjach zostałby pan zlinczowany.

– Właśnie, w emocjach. W reakcjach i wypowiedziach mieszkańców emocji było dużo, a faktów znacznie mniej. Prawdą jest, że z przyczyn niezależnych ode mnie zmuszony byłem do rozpiętrzenia wody na jazie. Ok. godz. 6.00 zostałem zaalarmowany przez pracownika dokonującego codziennej kontroli jazu o dziwnych wibracjach. Natychmiast podjąłem decyzję o obniżeniu poziomu wody, by móc sprawdzić, co jest ich przyczyną i dokonać oceny stanu technicznego urządzenia. Spuszczałem wodę bardzo ostrożnie, żeby obniżyć poziom tylko o tyle, o ile to było konieczne. Trwało to siedem czy osiem godzin, nie patrzyłem, co chwilę na zegarek, bo nie czas, a ciśnienie i ilość wody miała znaczenie. Zbyt szybkie spuszczanie wody grozi cofnięciem oczyszczonych ścieków z powrotem do oczyszczalni i przelaniem tam zbiorników. Wtedy mielibyśmy prawdziwą katastrofę ekologiczną. Jednocześnie zarządziłem odcięcie dopływu wody do kanału obok Starej Papierni, aby nie dopuścić do zejścia wody z kanału i zbiornika retencyjnego w Mirkowie. Po podniesieniu zasuw i spuszczeniu części wody okazało się, że problemem są kłody drewna tkwiące w mule przed jazem. Nie pierwszy raz pod jaz napłynęły ścięte konary drzew i już kilkakrotnie w ciągu dwóch lat, od kiedy Marina Konstancin jest właścicielem urządzeń wodnych na Jeziorce, usuwaliśmy je (wyciągaliśmy nie tylko ścięte drzewa, ale i stara lodówka też się trafiła). Ale tym razem kłody były duże, stan wody niski, przepływ leniwy – zamiast co najmniej 3 msześc./sek., zaledwie na poziomie 1–1,2 msześc./sek. – i drewno zaklinowało się pod uchylonymi zasuwami. W tej sytuacji nie miałem innego wyjścia i podjąłem decyzję o rozpiętrzeniu wody. Łatwo jest oceniać po fakcie, kiedy wiadomo już, co się stało i co można było zrobić, ale na gorąco najpierw myślałem o możliwych skutkach uszkodzenia jazu. Gdyby jaz został uszkodzony i woda zalałaby park oraz podtopiła okoliczne domy, nie byłbym barbarzyńcą? Wędkarze zarzucali mi, że nie pomyślałem wcześniej o rybach. Sam jestem wędkarzem, ale kolejność zawsze będzie u mnie taka sama: najpierw bezpieczeństwo ludzi, potem ryb. Po usunięciu pni – dwa udało się wyciągnąć, trzeci odsunąć na bok – ok. godz. 21.00 zapora została zamknięta i w ciągu kilku godzin poziom wody wrócił do pierwotnego stanu. Następnego dnia rano nie widać było żadnych zniszczeń ani rzekomych ton śniętych ryb. Ktoś je sprzątnął? Kto? Kilkakrotnie w ciągu nocy sprawdzałem stan zapory i poziom wody, nie widziałem nikogo.

 

Pomocą ze strony władz byłyby działania zmierzające do wyeliminowania podobnych sytuacji, ale władze gminy nie potrafią albo nie chcą ustalić sprawców zanieczyszczania rzeki

 

Podczas rozmów z kierownictwem Metsä Tissue w urzędzie gminy, ani burmistrzowie, ani przewodniczący rady miejskiej nie wyrazili chęci zakupu jazu. Podjęli decyzję sami, nawet nie zapytali o zdanie radnych

 

Na zdjęciu ilustrującym tekst o otwarciu jazu, zamieszczonym na portalu Konstancin 24 widać kilkanaście dorodnych karpi…

– Tak właśnie wygląda manipulacja. Te karpie są tak czyste, że nie mogą pochodzić z Jeziorki. Nasze ryby były dosłownie oblepione tłustą brązowo-czarną mazią. Nie wiem, skąd pochodzi zdjęcie i kto jest jego autorem.

 

Łabędzie w Zatoce Jana

Łabędzie trochę wystraszone przekrzykiwaniem się setki osób na grobli, przeszły bliżej ronda

 

Może warto zapytać burmistrza i przewodniczącego rady miejskiej, dlaczego gmina nie kupiła urządzeń wodnych, które mają znaczenie strategiczne dla bezpieczeństwa powodziowego gminy

 

Skoro jaz to urządzenie wodne o znaczeniu strategicznym dla bezpieczeństwa powodziowego gminy, dlaczego nie poprosił pan władz gminy i gminnych służb o pomoc? Burmistrz sam publicznie proponował panu pomoc.

– Amoże warto zapytać burmistrza i przewodniczącego rady miejskiej, dlaczego gmina nie kupiła tych urządzeń wodnych, skoro mają znaczenie strategiczne dla bezpieczeństwa powodziowego gminy. Podczas rozmów z kierownictwem Metsä Tissue w urzędzie gminy ani burmistrzowie, ani przewodniczący rady miejskiej nie wyrazili takiej chęci. Podjęli decyzję sami, nawet nie zapytali o zdanie radnych. Nie sądzi pan chyba, że niewielka spółka Marina Konstancin przelicytowała gminę ze 120-milionowym budżetem i podkupiła jaz. Podczas sesji rady miejskiej kilka dni po ogłoszeniu przez Metsä Tissue zamiaru sprzedaży jazu i kanału wzdłuż al. Wojska Polskiego, zastępca burmistrza Dorota Gadomska przedstawiła stanowisko władz samorządowych twierdząc, że to zbyt duży kłopot dla gminy, a każdy, kto kupi jaz (prywatny inwestor) będzie zobowiązany do zapewnienia właściwego stanu urządzeń wodnych. Krótko mówiąc: po co gminie kłopot? Nikt wtedy nie pamiętał o roli tych urządzeń wodnych służących przede wszystkim regulacji poziomu wody w konstancińskich zbiornikach. Burmistrz proponował pomoc, kiedy już nie była potrzebna, kiedy wiedziałem, co się stało. W moim odczuciu i z moimi doświadczeniami „pomocy” ze strony władz, deklaracja pomocy o godz. 18.00 była trochę na pokaz, dla zgromadzonych mieszkańców. Nauczony doświadczeniem wiem też, że w naszej gminie deklarację pomocy od faktycznych działań dzielą lata świetlne. Pomocą ze strony władz byłyby działania zmierzające do wyeliminowania podobnych sytuacji. Ani pnie drzew, ani tony czarnej mazi, ani wszelkie wynalazki nie trafiły do Jeziorki z soboty na niedzielę – rzeka od lat traktowana jest jak śmietnisko i zbiornik na nieczystości. Władze gminy nie potrafią albo nie chcą ustalić sprawców zanieczyszczania rzeki. Chociaż sprawdzenie kto wpuszcza to rzeki ścieki nie jest specjalnie trudne technicznie, chociaż Kazimierz Jańczuk, obecny burmistrz, a w poprzedniej kadencji samorządu przewodniczący rady miejskiej, i Andrzej Cieślawski przewodniczący rady miejskiej w tej kadencji, wielokrotnie zapowiadali takie działania, do fachowej kontroli nigdy nie doprowadzili. Właśnie tak wygląda różnica między deklaracją a zapowiadanym faktycznym działaniem. Gminne służby nie zajmują się też oczyszczaniem rzeki. To kajakarze w ubiegłym roku podczas trzech spływów wyłowili z krystalicznie czystej zdaniem wędkarzy Jeziorki kilka ton śmieci: żelastwa, desek, butelek – w sumie 130 worków pełnych drobnych śmieci, a także wiele tzw. gabarytów: 20 opon samochodowych (w tym siedem od tirów ważące po 70 kg każda), fotel samochodowy, obudowy telewizorów itp. Wędkarze również sprzątają brzegi Jeziorki i wyławiają całe worki wszelakich śmieci. Te pnie, które tym razem zablokowały jaz, to nie ułamane przez wiatr gałęzie czy większe konary drzew, to równo ucięte piłą kloce, których temu, kto je wycinał, nie chciało się wyłowić z rzeki. Żadne prace związane z usuwaniem drzew z brzegów rzeki Jeziorki nie są konsultowane ze mną i wiele razy w ciągu roku jestem zaskakiwany podarunkami w postaci wyciętych, a następnie spławianych drzew, co może skutkować uszkodzeniem jazu.

 

Piętrzę wodę, bo sam jestem mieszkańcem gminy i wiem, że jest to w interesie mieszkańców Konstancina oraz służy bezpieczeństwu przeciwpowodziowemu ludzi i miasta – wielokrotnie na polecenie powiatowego sztabu kryzysowego dokonywałem kontrolowanego spustu wody

 

Piętrzy Pan wodę bez ważnego pozwolenia wodnoprawnego...

– Co do stanu prawnego: rzeczywiście na dzień dzisiejszy spółka Marina Konstancin nie posiada ważnego pozwolenia wodnoprawnego na piętrzenie wody, o czym został powiadomiony Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej (RZGW) oraz władze gminy. Na wniosek Metsä Tissue, poprzedniego właściciela jazu, marszałek województwa wygasił decyzję na piętrzenie i pobór wody powierzchniowej z Jeziorki jednocześnie orzekając niezbędność pozostawienia urządzeń wodnych (czyli jazu). Na razie nie występuję o nowe pozwolenie wodnoprawne, bo urządzenia wodne, które Metsä Tissue wykorzystywała do celów przemysłowych nie są spółce Marina Konstancin ani obecnie, ani w przyszłości potrzebne do takich celów. Rozwijanie przemysłu w uzdrowisku nigdy nie było i nie jest celem działania spółek, których jestem udziałowcem. Uzyskanie nowego pozwolenia wodnoprawnego wiąże się z generalnym remontem jazu i – nie ukrywam – dużymi kosztami, co opłacalne dla spółki będzie tylko w przypadku możliwości wykorzystania tych urządzeń dla celów energetycznych i rekreacyjno-turystycznych i tylko o takie pozwolenie wystąpię. Moje plany co do jazu, odnogi Jana i stawu w Mirkowie, co do budowy elektrowni wodnej i zalewu podawałem wielokrotnie do publicznej wiadomości i w całym zakresie nadal są one aktualne. Piętrzę wodę, bo sam jestem mieszkańcem gminy i wiem, że jest to w interesie mieszkańców Konstancina oraz służy bezpieczeństwu przeciwpowodziowemu ludzi i miasta – wielokrotnie na polecenie powiatowego sztabu kryzysowego dokonywałem kontrolowanego spustu wody – i jestem gotowy jako prezes spółki ponieść określone konsekwencje prawne. Jeśli RZGW wyda decyzję o rozpiętrzeniu zapory, będę musiał ją wykonać. Jak będzie wtedy wyglądała Jeziorka i odnoga Jana, zwłaszcza przy tak niskim stanie wody, łatwo sobie wyobrazić. Wtedy będziemy mogli mówić o prawdziwej katastrofie ekologicznej.


Jeśli RZGW wyda decyzję o rozpiętrzeniu zapory, będę musiał ją wykonać. Jak będzie wtedy wyglądała Jeziorka i odnoga Jana, zwłaszcza przy tak niskim stanie wody, łatwo sobie wyobrazić. Wtedy będziemy mogli mówić o prawdziwej katastrofie ekologicznej

 

Burmistrz Kazimierz Jańczuk zapowiedział powiadomienie o incydencie Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej, Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska i być może – w zależności od odpowiedzi RZGW – prokuratury.

– Nie tracę nadziei, że z podobnym powiadomieniem prokuratury, RZGW i WIOŚ wystąpi burmistrz przeciwko tym, którzy zatruwają i zaśmiecają Jeziorkę od lat. A pomogą mu w tym wędkarze i mieszkańcy gminy – sąsiedzi tych, którzy odprowadzają ścieki do rzeki. Na razie zostałem osądzony i skazany bez udziału instytucji powołanych do oceny moich działań. Co bardziej radykalni mieszkańcy nawoływali już nawet do wykonania wyroku – proponowali podpalenie mojego domu. Poczekajmy może aż wypowiedzą się organy uprawnione do oceny, czy działałem zgodnie z prawem. Na razie, jak poinformowała Urszula Tomoń, rzecznik prasowy RZGW w Warszawie, „wstępna analiza zdarzenia nie wykazała naruszenia prawa wodnego”.


Zatoka Jana

Po podniesieniu zapory poziom wody w zatoce Jana znacząco się obniżył

 

 

 

RZGW odpowiada

W odpowiedzi na zawiadomienie wiceburmistrz Doroty Gadomskiej o piętrzeniu wody bez aktualnego pozwolenia wodnoprawnego, Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej przeprowadził kontrolę i o jej wynikach poinformował UMiG Konstancin-Jeziorna, Starostwo Powiatowe w Piasecznie i Urząd Marszałkowski Województwa Mazowieckiego. Odpowiedź RZGW wpłynęła do UMiG 20 sierpnia 2014 r. W piśmie RZGW czytamy:

W związku z pismem Zastępcy Burmistrza Konstancina-Jeziornej, z dnia 07 stycznia 2014 r., znak OŚR 0630.1.2014, niniejszym uprzejmie informuję co następuje. W wyniku przeprowadzenia w dniu 11 marca 2014 r. kontroli gospodarowania wodami w zakresie: korzystania z wód, utrzymania wód oraz urządzeń wodnych, czyli w zakresie, o którym mowa w art. 156 ust.1 pkt 2 ustawy z dnia 18 lipca 2001 r. – Prawo wodne (tekst jedn. Dz. U. z 2012., poz 145 ze zm.), dotyczącej sprawy użytkowania jazu w km 5 + 516 rzeki Jeziorki i związanego z tymże urządzeniem wodnym węzła wodnego w miejscowości Konstancin-Jeziorna (Protokół kontroli nr 1/AP-401/NZW/2/14), gdzie podmiotem kontrolowanym było przedsiębiorstwo Marina Konstancin Sp z o. o., nie stwierdzono naruszenia Prawa Wodnego.

W szczególności stwierdzono, iż urządzenie wodne znajduje się w stanie sprawności technicznej – piętrzenie realizowane jest poniżej rzędnej maksymalnej, równym przelewem przez wszystkie 4 przęsła. Ustalono również, że jaz i węzeł wodny z nim związany są własnością przedsiębiorstwa Marina Konstancin Sp. z o. o.. Właściciel urządzenia wodnego nie posiada pozwolenia wodnoprawnego na szczególne korzystanie z wód. Pozwolenie wodnoprawne poprzedniego właściciela zostało wygaszone Decyzją nr 817/12/PŚ.W z dnia 11 lipca 2012 r. Marszałka Województwa Mazowieckiego, stanowiąc jednocześnie o niezbędności pozostawienia urządzenia.

Organ ten nie określił jednak warunków eksploatacji dla nowego właściciela jazu. W treści protokołu kontroli z przedmiotowej kontroli gospodarowania wodami zawarto stwierdzenie, iż kontrolowany wystąpi o pozwolenie wodnoprawne w momencie ustania przyczyn uniemożliwiających korzystanie zgodnie z zamierzonym celem biznesowym – produkcja energii elektrycznej. Przyczyną uniemożliwiającą korzystanie z wód zgodnie z zamierzonym przez Marina Konstancin Sp. z o. o. celem biznesowym, określonym szerzej jako piętrzenie i pobór wody na cele produkcji elektrycznej oraz zrzut wody, jest obecny stan prawny, wynikający w szczególności z art. 38a ust.1 pkt 1 lit. J ustawy z dnia 28 lipca 2005 r. o lecznictwie uzdrowiskowym, uzdrowiskach i obszarach ochrony uzdrowiskowej oraz o gminach uzdrowiskowych (tekst jedn. Dz. U. z 2012 poz. 651 ze zm.), zabraniający budowy elektrowni wodnych w planowanej lokalizacji. Do czasu ewentualnej zmiany stanu prawnego, powodującej by planowana lokalizacja elektrowni blisko istniejącego jazu znalazła się poza strefą „A” ochrony uzdrowiskowej, lub by budowa elektrowni wodnej projektowanego typu w strefie „A” nie była zabroniona, uzyskanie pozwolenia wodnoprawnego przez przedsiębiorstwo Marina Konstancin Sp. z o. o. wydaje się niecelowe.

Obecnie, chcąc uniknąć zagrożenia dla środowiska i innych użytkowników gruntów sąsiednich, kontrolowany eksploatuje jaz zgodnie z posiadaną archiwalną instrukcją z 1979 r.


z upoważnienia Dyrektora RZGW w Warszawie

Zastępca Dyrektora ds. Administracyjno-Prawnych

Małgorzata Kasperek-Kawałek


   
Drukuj