MY SĄ UZDROWISKO, CZYLI STRATEGIA KONTRA PUSTOSŁOWIE
   

Dzięki wspólnej i zgodnej akcji burmistrza, radnych i mieszkańców, uzyskaliśmy ograniczenie ruchu tranzytowego na drogach wojewódzkich w godzinach szczytu. Naszym celem była całkowita eliminacja ciężkiego tranzytu przez gminę uzdrowiskową, ale natrafiliśmy na zaciekły opór, szczególnie środowisk powiatowych skupionych wokół Komisji Strategii Gospodarczej Rady Powiatu Piaseczyńskiego, które zwracały się do wszelkich możliwych instancji wojewódzkich i krajowych, by to siedmiogodzinne ograniczenie znieść.

 

Nie udało się też środowiskom skupionym wokół radnego powiatowego Wacława Bąka i założonego z jego inicjatywy Stowarzyszenia Przedsiębiorców i Rolników uzyskać niczego od gminy w kwestii oderwania terenów wiejskich od uzdrowiska i zmiany ich przeznaczenia w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego (MPZP) na budownictwo, przemysł iwielkopowierzchniowe usługi. W tych sprawach rada, burmistrz i znaczna reprezentacja stowarzyszeń lokalnych mówiły jednym głosem. Ostatnio pojawiły się szanse na realizację pierwszych od lat projektówzwiększających turystyczno-wypoczynkową atrakcyjność gminy. Przyjęty przez radęmój projekt uchwały o Parku Łurzyckim i Marinie pozwolił na znalezienie właściwych działek gminnych i uzyskanie zgód na ich odrolnienie. Jest szansa, że dzięki Andrzejowi Stańskiemu, dr. Łukaszowi Maurycemu Stanaszkowi i ich współpracownikom, Łurzyc-Urzecze stanie się marką przyciągającą do naszej gminy turystów, dającą szansę na zbyt wiejskich produktów i dochody dla wsi z usług okołoturystycznych, a jednocześnie stanowiącą fundament lokalnej tożsamości kulturowej, na której nasza niejednolita, w większości napływowa społeczność może budować swój wizerunek małej ojczyzny. Skąd zatem we mnie poczucie głębokiego niedosytu?

 

Kiedy na spotkaniu nowego ugrupowania wyborczego burmistrza (na wiosnę tego roku) przedstawicielka Towarzystwa Miłośników Piękna i Zabytków Konstancina zadała pytanie o dalsze losy papierni w Mirkowie i niszczejących tam zabytków, prowadzący spotkanie przerwał jej wykrzykując: „Ależ oczywiście, proszę pani, uzdrowisko, uzdrowisko, i jeszcze raz uzdrowisko! Co to słowo dokładnie oznacza? Miniaturową tężnię w parku? Ciągnącą się, z ogromnymi kłopotami finansowymi i organizacyjnymi, budowę Centrum Hydroterapii? Te żałosne kilka łóżek, które sprywatyzowana spółka uzdrowiskowa zdołała zakontraktować w ramach usług uzdrowiskowych w NFZ, czy też znacznie liczniejsze miejsca zakontraktowane w ubiegłym roku przez CKR?” A może uzdrowisko to przemyślana strategia rozwoju gminy: dokument, który już istnieje i leży sobie zapomniany w szufladach Urzędu?

 

We wrześniu 2013 r. Urząd Miasta i Gminy przekazał radnym projekt uchwały „Program Ochrony Środowiska dla gminy na lata 2013–20”. Program powinien zawierać trzy niezbędne elementy: spis zagrożeń wewnętrznych i zewnętrznych dla środowiska naturalnego w gminie, opis konkretnych sposobów ich zwalczania i usuwania, a także kalendarz działań i listę prognozowanych efektów. Rada przedstawiła swoje uwagi i projekt odrzuciła. Po dziewięciu kolejnych miesiącach urząd przedstawił radzie projekt niemal identyczny z pierwotnym, z całkowitym pominięciem naszych sugestii, a następnie burmistrz poinformował radnych, że 11 czerwca uchwałę musimy ostatecznie podjąć, bo inaczej gmina nie uzyska pożyczki na budowę sieci wodno-kanalizacyjnej. To nie było do końca prawdą, jednak program i tak uchwalono. Program nie tylko bezużyteczny, lecz zdecydowanie szkodliwy, ponieważ nie definiując kluczowych zagrożeń i sposobów ich usuwania sankcjonuje zaniechanie wszelkich działań ze strony urzędu.

 

W praktyce, jeśli jakieś zagrożenie nie jest rozpoznane ani zapisane, to z punktu widzenia władz gminny, zgodnie z doktryną pani wiceburmistrz Gadomskiej, gmina nie ma nie tylko obowiązku, ale nawet prawa się nim zajmować. Przykład tak zwanej asfalciarni w Mirkowie: przez cztery lata obecnej kadencji stanowisko urzędu i burmistrza było jednoznaczne. Skoro Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska (WIOŚ) badał emisje z zakładu wiosną 2009 r. i nie stwierdził przekroczeń norm (ponad znaczne granice błędu instrumentów pomiarowych), to znaczy, że zakład jest całkowicie nieszkodliwy. Nieważne, że spora część mieszkańców Jeziorny, Mirkowa, Bielawy żyje na co dzień ze smrodem, że dla kluczowych substancji (WWA) „w decyzji Starosty Piaseczyńskiego nie określono wartości dopuszczalnych” (informacja WIOŚ) i że z badań WIOŚ wynika, iż np. w jednym czerwcowym dniu emisja benzo(a)pirenu z zakładu wyniosła w przeliczeniu 8 200 μg/h, czyli równowartość ponad 50 tysięcy papierosów na godzinę. Cóż z tego, że gdy tylko WIOŚ przekazał władzom gminy (wzimie 2014 r.) informację o nielegalnym składowaniu w zakładzie (obok boisk sportowych i szkół) hałd starego kruszywa z remontowanych dróg, starosta wydał wkrótce pozwolenie także i na to. Burmistrz argumentował (podczas dyskusji z radnymi w latach 2012–13), że nieliczne zgłoszenia do straży miejskiej oraz brak protestów mieszkańców oznaczają, iż problem jest nieaktualny. A przecież podstawą ugody społecznej przy tzw. okrągłym stole nawiosnę 2009 r. w Mirkowie było właśnie to, że mieszkańcy zaprzestaną wszelkich protestów i zapewnią okres ciszy niezbędny dla przygotowania rozwiązań (działki zastępczej i zmiany planu miejscowego) odpowiednio przez powiat i gminę. Mieszkańcy dotrzymali słowa, cisza trwa od ponad pięciu lat, a zatem sprawy nie ma! Dopiero silne wznowione naciski wielu środowisk gminnych w ostatnich miesiącach (a także być może okres przedwyborczy) sprawiły, że burmistrz na ostatniej październikowej sesji obiecał wpisać do projektu budżetu gminy na 2015 r. (na mój wniosek, zainspirowany pomysłem przedstawionym na wrześniowej sesji rady przez Jacka Rowińskiego, właściciela gazety „Nasze Miasto – FMK”) pieniędzy na zlecenie instytucji specjalistycznej niezależnych długoterminowych „badań możliwego oddziaływania wytwórni mas bitumicznych w Mirkowie na zdrowie osób mieszkających lub przebywających regularnie w jej pobliżu, ze szczególnym uwzględnieniem dzieci ze szkół gminnych (ZS 3 przy ul.Bielawskiej), powiatowych oraz prywatnych (ul. Mirkowska), a także dzieci i młodzieży użytkującej Plac Sportowy przy ul. Bielawskiej, skatepark i boiska Orlika”.

 

Gmina zamiast kierować się uchwaloną strategią rozwoju, z funkcją uzdrowiskową jako wiodącą, ogranicza się do wymuszonego przez mieszkańców doraźnego gaszenia pożarów, a gdy tylko mieszkańcy zaprzestają nacisków, pompy natychmiast przestają działać. Symptomatyczny przebieg miała sprawa budowy zbiornika-laguny na gnojówkę w Goździach. Póki trwały burzliwe protesty mieszkańców, gmina oddalała wnioski zakładu Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego ze względów formalnych. Ostatecznie jednak procedurę przeprowadzono, laguna stoi, a w uzdrowisku Konstancin-Jeziorna krzyżują się trzy smrody: woń gnojówki, asfaltu i palonych śmieci.

 

Na ostatnią sesję rady tej kadencji planowałem przygotować uchwałę o przystąpieniu naszej gminy do porozumienia między burmistrzami na rzecz zrównoważonej energii na szczeblu lokalnym. To bardzo popularny ruch europejski, skupiający władze lokalnei regionalne obecnie już ponad 6 tys. gmin, które dobrowolnie włączają się w działania na rzecz zwiększenia efektywności energetycznej i wykorzystywania odnawialnych źródeł energii. Gmina uzdrowiskowa zdecydowanie powinna być sygnatariuszemtego porozumienia, tym bardziej że idzie za nim możliwość ubiegania się o finansowanie zewnętrzne i wsparcie Unii Europejskiej. Przy próbie napisania uzasadnienia do projektu uchwały okazało się jednak, że nasza gmina nie przygotowała podstawowych dokumentów i nie posiada wyników badań będących punktem wyjścia dla programu. Piaseczyńska uchwała o przystąpieniu do Porozumienia Burmistrzów (Energy forMayors) z 21września 2011 r. opiera się na dwóch dokumentach. Po pierwsze – na ocenie jakości powietrza w ramach monitoringu środowiska przez WIOŚ. Nasza gmina nie posiada aktualnych ani w ogóle żadnych wyników takich badań. Jedyny punkt pomiaru w Parku Zdrojowym (dotyczący w zasadzie tylko benzopirenu) został zlikwidowany. Po drugie – na programie ograniczenia niskiej emisji dla gminy Piaseczno, opracowanymna podstawie powstałego w 2008 r. programu ochrony powietrza dla strefy powiatu piaseczyńskiego. W programie dla gminy Piaseczno zapisano: „Realizacja programu dotyczy wyłącznie budynków mieszkalnych będących własnością osób fizycznych. Łącznie w okresie 8 lat przewiduje się wymianę źródeł ciepła w 40 budynkach wielorodzinnych (wspólnotach), 400 budynkach jednorodzinnych oraz montaż 160 instalacji kolektorów słonecznych. Szacunkowy łączny koszt realizacji ww. Programu wynosi 9,6mln zł, z czego 2,4mln zł będą stanowiły środki własne gminy, a pozostała kwota stanowić będzie pożyczkę z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej”. Udział gminy wyniesie zatem zaledwie 2,5 proc. przy inwestycjach na sumę prawie 10mln zł (reszta to pożyczka niskooprocentowana), a jedynym beneficjentem są mieszkańcy. Na podstawie przyjętego porozumienia, miasto Piaseczno opracowało Plan Działań na rzecz Zrównoważonej Energii (SEAP) dla Miasta i Gminy Piaseczno, który rada miejska przyjęła w 2013r. Jest on już obecnie podstawą do wniosków o fundusze zewnętrzne i do konkretnych zapisów wbudżecie gminy.

 

Nasza gmina nie wzięła dotychczas udziału w żadnym programie wymiany i dywersyfikacji źródeł ciepła, mimo że przed 2010 r. można było uzyskać znaczące fundusze na ten cel, a na listach chętnych uczestników zapisało się kilkuset mieszkańców. Jesteśmy opóźnieni (na razie) o co najmniej cztery lata. Jest to o tyle niezrozumiałe, że Piaseczno było od wielu dekad miastem przemysłowym, zaś nasza gmina jest ponoć wciąż jeszcze gminą uzdrowiskową, której cele strategiczne (zapisane w Strategia Rozwoju Gminy Konstancin-Jeziorna do 2020 r.) opierają się na założeniu o posiadanym mikroklimacie i szczególnych walorach powietrza.

 

Nie można z jednej strony bez przerwy gadać o jedynym uzdrowisku na Mazowszu, a z drugiej – nic nie robić w wielu sprawach, które podkopują fundamenty jego istnienia. Jeżeli w 2016 r. gmina straci status uzdrowiska, konsekwencje mogą być dramatyczne. Skutki: błyskawiczna degradacja środowiska i utrata zarówno nadmuchanego prestiżu „Konstancin Spa”, jak i rzeczywistego standardu życia. Ceny nieruchomości także spadną w dół. Możemy z najbliższej kadencji wyjść jako smrodliwy, hałaśliwy, niezdrowy, nieprzyjazny mieszkańcom Środek Niczego: banalne drive-in przy skrzyżowaniu przeciążonych dróg. Zgodnie z cytowanym już orzeczeniem wojewody, sprawa przygotowania i obrony dokumentów, od których zależy los uzdrowiska, jest wyłączną właściwością burmistrza i jego urzędu. Na dobre i na złe.

 

TOMASZ ZYMER

radny

Rady Miejskiej Konstancina-Jeziorny

VI kadencji

   
Drukuj