Miejsce na ziemi autor: CZESŁAWA GASIK, JERZY SNOPEK
   

Stefan Żeromski

Stefan Żeromski nazywany był
sumieniem polskiej literatury

Stefan Żeromski, jeden z najwybitniejszych pisarzy polskich, ostatnie lata życia spędził w Konstancinie. Szybko nabrał głebokiego, emocjonalnego stosunku do tego miejsca. Tu znalazł swój dom – jedyny tak naprawdę własny w dorosłym zyciu. Tu powstawało kilka z jego wybitnych dzieł. Czy dziś potrafimy właściciwe wyeksponować postać Żeromskiego jako jednego z mieszkańców naszego miasta i także wykorzystać ją do tworzenia wizerunku Konstancina i promocji?

 

Pierwsze, jakże pozytywne, skojarzenie łączące się z Konstancinem odsyła do jego uzdrowiskowego charakteru, do wspaniałego mikroklimatu i krajobrazu oraz powstałego na tym gruncie uzdrowiska, które w ciągu wielu lat swej działalności zyskało światową renomę zarówno w dziedzinie lecznictwa, jak i rehabilitacji. Dzięki tym unikalnym walorom miasteczko, położone tuż za południową granicą stolicy, już na początku XX w. zaczęło przyciągać ludzi zamożnych i sławnych.


Oprócz zasłużonych dla Konstancina bogatych przedsiębiorców, zaczęli się tu osiedlać również ludzie nauki i kultury. Znaczenie ich dla wizerunku miasta nie zostało dotychczas należycie wyeksponowane, a jest z pewnością ogromne. Ich związki z Konstancinem współtworzą jego duchową atmosferę, kulturalną tradycję i tożsamość.


Ograniczając się do tradycji literackiej, wspomnijmy, że żyli tutaj, tworzyli, a niekiedy także aktywnie uczestniczyli w życiu lokalnej społeczności nie tylko najbardziej znani mieszkańcy Konstancina Wacław Gąsiorowski i Stefan Żeromski, lecz także m.in. jeden z czołowych ideologów polskiego modernizmu sprzed stulecia, współodkrywca i wydawca Norwida, znakomity tłumacz Zenon Przesmycki „Miriam”, legendarny tłumacz i komentator Platona Władysław Witwicki, utalentowany poeta Julian Ejsmond, a w czasach nam bliższych znany satyryk Antoni Marianowicz, wybitny powieściopisarz Leopold Buczkowski, ceniony prozaik i dramaturg Jerzy Zawieyski, autor „Kolumbów” Roman Bratny, wreszcie Monika Żeromska, córka wielkiego pisarza, która pozostawiła po sobie (oprócz wielu prac malarskich) pięć tomów bardzo interesujących wspomnień.


Z tego niemałego grona konstancińskich pisarzy najwybitniejszy i najsławniejszy był niewątpliwie Stefan Żeromski, autor dzieł, które wywarły olbrzymi wpływ na świadomość Polaków. Autor określany był jako sumienie polskiej literatury.

 

Z Konstancinem związał się w schyłkowym okresie swego życia, ale był to związek serdeczny – piękny i głęboki.Tutaj znalazł swój dom, pierwszy własny i jedyny w dorosłym życiu (po rodzinnymdomuwświętokrzyskich Ciekotach, który opuścił jako 10-letni chłopiec). Po latach mieszkania kątem u krewnych, przyjaciół i znajomych, na stancjach, w pensjonatach, hotelach i mieszkaniach służbowych, tęsknota za własnym miejscem na ziemi stawała się coraz bardziej dojmująca. Zanimwybrał ostatecznie Konstancin, szukał jeszcze takiego miejsca na Wybrzeżu.

 

Willę Świt rozpoczęto budować najprawdopodobniej w 1914 r. dla Zdzisława Jasińskiego. Stefan Żeromski kupił ją za 220 tys. marek polskich, które otrzymał jako zaliczkę za wydanie swoich dzieł


25 lipca 1920 r. zakupił od malarza Zdzisława Jasińskiego willę Świt w Konstancinie, zaprojektowaną przez cenionego architekta Zenona Chrzanowskiego. Jego siedmioletnia wówczas córka Monika po latach wspominała: „Ta jesień była okropna, ale ja nic nie wiedziałam, że w lecie tego roku ojciec kupił dom w Konstancinie.Był to prezent, akt kupna został mamie wręczony na jej imieniny 26 lipca. Nie pamiętam, kiedy pojechaliśmy do Konstancina po raz pierwszy razem, wiem tylko, że dom nie był jeszcze zupełnie wykończony, na dole była posadzka i piękne mosiężne klamki, a na górze pokoje miały deski na biało zheblowane i zwykłe klamki żelazne. A przede wszystkim stał w ogromnym, jak mi się wtedy zdawało, ogrodzie. Właściwie to był trochę ogród, a trochę las, z drzewami, jakie rosły wszędzie, gdziekolwiek się poszło na spacer, a dookoła były lasy i lasy.Ale w ogrodzie były wytyczone ścieżki, trochę krzewów, były gotowe grzędy pod ogród warzywny. Dom był (...) na czas, w którym powstał projekt, nowoczesny, prosty, z ogromnymi prawie weneckimi oknami, wielkim tarasem. Zupełnie inny od willi okolicznych, pełnych wieżyczek, ozdób i gotycko-mauretańskich detali. Ulica, przy której stał, nazywała się wtedy Witolda. (...)


Dom miał dziewięć pokoi. Na górze urządziliśmy się zaraz. Pokój ojca, narożny, był oddzielony od schodówi hallu przez dwa pokoje –mamy imój i bibliotekę. Miał on więc tam idealny spokój, o ile przez okno nie dochodziły krzyki i bieganina dzieci. Ale to mu chyba nie przeszkadzało, bo często stawał w oknie i przyglądał się nami naszymzabawom. Zaczęliśmy się więc teraz urządzać w tym naszym pierwszym, prawdziwie własnym domu.”


W urządzaniu domu Żeromski uczestniczył z widoczną ochotą i przyjemnością. Jeździł do Warszawy w poszukiwaniu mebli, oprawiał książki ze swej biblioteki, obijał fotele i krzesła,malował okna, parapety, balustrady, ogrodzenie itp. Po niedługim czasie dom był jużwznacznejmierze urządzony i dawał swoimmieszkańcomwiele radości.Wypady – kolejką – do Warszawy natychmiast budziły w pisarzu tęsknotę za Konstancinem, za domem, za ogrodem, do którego mieszkający w Chyliczkach „Miriam” dostarczał drzew owocowych, za całą tak malowniczą i wonną okolicą. Żeromski powiedział kiedyś do żony, że żadne Capri, żadne Nervi, żadna Nicea nie pachną tak jakKonstancin.Wedle relacji córki: „Zapach rozwijających się listeczkówtopoli po deszczu albo nagrzanej w słońcu sosny – uważał za najpiękniejszewświecie. Mówił, że ten kilometr od stacji do domu ściera z niego całodniowe zmęczenie Warszawą. A kiedy był już w domu, to jeszcze widziałyśmy go z okna, spacerującego wolno po ścieżkach i trzymającego przy twarzy opadłe niedojrzałe jabłuszko, źdźbłomaciejki czy rezedy albo roztarty w palcach liść orzecha włoskiego, które jeszcze po przyjściu do domu wąchał z rozkoszą”.

 

Podobną wymowę ma wspomnienie Hanny Mortkowicz-Olczakowej: „Odbyłam ze Stefanem Żeromskim kilka niezapomnianych spacerów przez ten pejzaż, znany już od dziecka.Ale najlepiej zachowała mi się w pamięci wędrówka z gościńca słomczyńskiego właśnie z taką ścieżką, która stanowiła dno małego, pnącego się w górę wąwozu. Zbocza tegowąwozu porastały bujnie całą gęstwiną kwitnące zioła. Żeromski i moja matka wymieniali na wyścigi ich nazwy, odbywali po prostu jakiś turniej, popis botanicznego znawstwa. (...) Jest tam na górze, na drodze do cegielni wMaryninie,mały wojenny cmentarz z 1915 r., na którym pochowano poległych tu w bitwie żołnierzy obu walczących armii, Polaków zarówno w rosyjskich, jak i niemieckich mundurach. Oglądałamgo wtedy po raz pierwszy w towarzystwie Żeromskiego, który opisał go później w »Pomyłkach «.” Dodajmy, że najbardziej konstancińskim utworem, pełnym realiów domowych i ogrodowych, jest jednak poetyckie opowiadanie „Wilga”.

 

W Konstancinie, w ostatnich latach życia, bardzo owocnych mimo postępującej choroby, powstawały też – przynajmniej częściowo – takie dzieła, jak „Snobizm i postęp”, „Przedwiośnie”, „Wiatr od morza”. Tu na tarasie swego domu odbywał ważne rozmowy, przyjmował znamienitych gości. Cytowana już powyżej HannaMortkowicz-Olczakowa utrwaliła jedną z pięknych chwil ostatniego pobytu pisarza w konstancińskimdomu: „Lato i jesień 1925 roku, ostatnie w swoim życiu, spędził Stefan Żeromski w willi Świt w Konstancinie. (...) Gdy mu było trochę lepiej, prosił, żeby go wyprowadzano do ogródka. Powoli, wsparty na ramionach lekarza, pielęgniarki lub żony chodził po alejkach, pochylał się nad grządkami, obserwując z czuła troską rozkwit kwiatów, wzrost drzew. Na jednej z takich przechadzek, wpatrując się w zachodzące słońce, powiedział z trudem: – Chciałbym, żeby było ładne oświetlenie, kiedy będę umierał”. Temu skromnemu życzeniu nie stało się zadość.

 

Umierał w ponury listopadowy dzień na Zamku Królewskim w Warszawie, w mieszkaniu, które prezydent Stanisław Wojciechowski przyznał mu rok wcześniej w uznaniu wielkich zasług dla kraju i narodu. W testamencie Stefana Żeromskiego znalazło się wzruszające zdanie: „Willa Świt w żadnym wypadku nie powinna być sprzedawana, ażeby córka Monika mogła mieć zapewnione schronienie na świecie.” I miała je aż do kresu swych dni, który przyszedł 5 października 2001 r.

Pozostał dom, tak drogi wielkiemu pisarzowi, który zamieszkał w naszym mieście i uznał je za swe miejsce na ziemi.

   
Drukuj